wtorek, 29 sierpnia 2006

Dziś właśnie przypada...

...17 rocznica narodzin tego osobnika, który jest autorem niniejszej notki, jak i całego bloga, czyli z teoretycznego punktu widzenia mnie ;P. Zanim jednak zacznę opis dnia dzisiejszego zdam relację z moich wakacji. Tak więc wakacje spędziłem na cudownej wsi zwanej Rozumice. Całe 6 tygodni. I nawet byłoby wręcz arkadyjsko, bo i pełno ptaków (różniastych gatunków), i parę zabytków (m.in. spichlerz z XVIII wieku czy ruiny kościoła ewangelickiego z początków XX wieku, na wieży to którego osiadło się gniazdo bocianie w liczbie 5 osobników, nietoperze, pustułki itp. czy wykopaliska, których właściwie nie znalazłem), i przede wszystkim mnóstwo pól, pagórków, lasów, strumyków itd. Byłoby cudownie gdyby nie to, że na 4 tygodnie przyjechało „bachorstwo”. Nie będę teraz zdawał relacji, bo się zdenerwuję, bo mnie tak te małe ciućmalinki irytowały, w każdym bądź razie szukałem pomocy u Any i u Evy (jedną z propozycji było zamknięci ich w szafie- chciałem nawet zastosować w praktyce, ale nie wyszło :(). Ale koniec. Dziś są w końcu moje urodziny. Nikomu o nich nie przypominałem, myśląc sobie, jak pamiętają to OK., ale jak nie pamiętają, to przecież nic się nie stało- każdemu się zdarza. I się zaskoczyłem. Sporo osób wiedziało o moim małym święcie. Chcę tu na miejscu podziękować Wioli Ł., Evie S., Annie R., Sandrze G., użytkownikom ForumGliwice.com , Martynie B., Piotrowi B., ps. Bina, Marcinowi G., ps. szerlok no i mojej rodzince, która również o mnie nie zapomniała. Jednocześnie dziś o XX.XX pod sklepem (---tu wstawić nazwę sieci oferującej produkty związane z kulturą i rozrywką ---:]) na gliwickim rynku miała miejsce tzw. Spotkanie klasowe związane z pożegnaniem naszej ulubionej amatorki nocnego dyżuru przy książkach, szczególnie tych z historii, Alexandrine W. Wszak wylatuje ona w czwartek o godzinie 6 z lotniska Katowice-Pyrzowice do Minneapolis w stanie Minnesota z przesiadką we Frankfurcie i Chicago liniami lotniczymi Lufthansa itrzeba było się z nią poczekać. Przy okazji mnie denerwowała opowiadając o galerii Prado w Madrycie. Poszliśmi do klubu NOT na bilard i... graliśmy w bilard :). Właściwie oni grali, bo ja w to grać nie umiem i nie lubię :P. Zakończyliśmy ok. 20.00 m.in. pogadanką o tym, żem burżuj i że mam fajnego tatę, gdyż mnie odwozi do domu, obojętnie skąd i obojętnie o której :D. No, cóż moi drodzy... :D:D I ja w tym byłem, miód i mleko piłem...
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń przypadkowe i niezamierzone :)