Rozdział I
![]() |
| P w pociągu. Poziom stresu- 55% |
Akademia Artes Liberales- Sztuk Wyzwolonych. Nasz cel. Trzeba było tylko najpierw dotrzeć do Warszawy. Ja się z litości wkopałem w jazdę pociągiem z P (G się wycwanił, bo dojeżdżał z Węgrowa busem). Gdybym z nią nie pojechał, to by się dziewczyna tam zgubiła, zabiła i wszelki słuch (o ile to możliwe) by po niej zaginął. Ale nic! Kupiliśmy bilety i nagle P, która była z jakąś ekstremalnie małą torbą (za chwilę się okaże, właściwie czemu taka była) z przerażeniem zawołała: "Szymkowiak, musisz mi kupić rajstopy i podkolanówki, bo zapomniałam!". No tak... wiedziałem, że trzeba było zrobić listę rzeczy, które trzeba zabrać nie tylko dla mnie, ale również i dla P. A tak- musztarda po obiedzie. I szukaj teraz przed dworcem kiosku, który by nas w to wszystko zaopatrzył! Jakoś się udało! Siedzimy więc już na peronie (odjeżdżał z 2) i nagle znowu P "Szymkowiak! Zapomniałam wziąć płatków kosmetycznych" Echhh... -.- uzbieralismy te 4 złote na te płatki, ale okazało się, że były droższe. Ale jak facet w kiosku ujrzał P, stwierdził, że "dla Pani to niech będzie i 4". Czyli wyobrażacie sobie, jak musiała wyglądać :P (Wiem P, zabijesz mnie za to xD). W końcu jakoś w tym wagonie wylądowaliśmy, po tym jak z pięć razy musiałem tłumaczyć P, ze jesteśmy na dobrym peronie. I zaczęło się- P zaczęła mówić. Nie było minuty ciszy. Nie no były- jak przychodziły SMS od G na jej telefon (podobno ma do niej za darmo ;) och, gdyby wiedział o tym, jak bardzo się myli xD ). Choć tu muszę przyznać, trochę mojej winy było- nie pozwoliłem się jej uczyć (taki pies ogrodnika- sam się nie uczy, innym nie da =]).
Rozdział II
![]() |
| GP filozofii |
Dotarliśmy. Zepsuty neon „Warszawa- Wschodn a” oznajmił nam, że tu powinniśmy oczekiwać G. Oczywiście, ja musiałem dźwigać wszystkie bagaże, a P- księżniczka Ułan-Bator, szła z tą swoją chustą jak dama kameliowa. No ale nic. Czekając na G przed dworcem odeszliśmy trochę od głównego wejścia, a wtem zadzwonił G, pytając gdzie jesteśmy. No mądre to to nie było, bo Warszawa dla mnie jest terra incognita, a pytać o coś P? Jeszcze jeśli to ma jakikolwiek związek z przestrzenią miejską? Bez komentarza. Ale w końcu się dogadaliśmy i nawet się znaleźliśmy (znaczy się właściwie to ja widziałem G- P trzeb było go pięć razy pokazywać- co z tego? skoro i tak wyskoczyła ze swoim "Czeeeść" jakieś 5 metrów od G :P). Teraz trzeba było dotrzeć do naszego beat-stopu- mieszkania brata G, któremu zostaliśmy tak przedstawieni (jak jakieś autystyczne dzieci ze swoim światem -.-), że wyszedł po nas na przystanek, aby się jeszcze upewnić czy chce nas w mieszkaniu, czy może zaproponuje nam jednak piwnicę.
![]() |
| ja nie wiem, po co mu była ta karimata... |
Weszliśmy, rozgościliśmy się i... GP filozofii zaczęło rozprawiać. Porozumienia nie znalazłszy przywoływać zaczęli jakieś nazwiska z kosmosu, jakieś teorie, srele duperele, kto by ich tam słuchał. To już wolałem swoje teorie rozwoju obszaru metropolitalnego. Ciszy uświadczyć nie można było, niestety. Nagle P uzmysłowiła sobie, że mówi o rosyjskim pisarzu, a nie wie nic o historii Rosji. I nakazała: „Szymkowiak! Znajdź mi historię Rosji w Wikipedii!”.
W końcu poszli spać. P i S na materacu, natomiast G na karimacie. Ale w zasadzie do teraz nie wiemy po co mu ona była, skoro i tak nad ranem budził się pod stołem metr od niej (karimaty, nie P =]). I tak minęła Wigilia Końca Świata.
Rozdział III
![]() |
| P poziom stresu- 65% |
No to już dziś! Właśnie nadszedł dzień Sądu Komisyjnego. To właśnie dziś Eksperci(GP wyśmiali S, gdy ten im mówił, że takowi będą, a już składali się ze śmiechu, gdy S twierdził, że nawet jak nie dojadą, to będą połączeni przez Skype’a), Profesorowie mieli nas, skromnych i niewiele więcej wartych od pyłu szaraczków, przemaglować z zaproponowanych przez nas tematów. Czy to nie straszne, kazać skazańcowi samemu wymyślić sobie formę pozbawienia życia, złudzeń i godnoścj?! Ale nic. Co ma się stać, to się nie odstanie! In bocca al lupo!
Wstaliśmy o 6.00 Właściwie to P wstała, bo się zestresowała, przy okazji budząc mnie, który uzmysłowił sobie, że w końcu wypadałoby przeczytać coś na moje komisyjne tematy pod kątem teorii z zakresu socjologii miasta, a nie jak zwykle lecieć w KULki. W końcu po coś się było w tej Bibliotece Śląskiej te 21 godzin! No jak my zaczęliśmy chiacchierare, no to nie było siły- przymulony z początku M też musiał wstać z hasłem "Co? Związki homoseksualne są podstawową jednostką gminy?!" Rozmowa była o związkach, ale komunalnych :]. On zacznie bredzić, że go bezczelnie wyrwaliśmy z objęć Morfeusza, że tak nie można, ale kto normalny śpi o godzinie 6? No powiedzcie, kto? Przecież świeciło Słońce, Warszawa zdążała do pracy, a ten jeszcze chciał spać. No, oburzające. Poranek minął pod patronatem niesamowitego stresu P.
Podróż do siedziby- miejsca ścięcia przebiegł bez problemów(sic!). No może prócz tego, że P prawie nie zdążyła do tramwaju, została przytrzaśnięta przez drzwi i przebiegła pod słupem, stała przed drzwiami i skomląc jak taka mała słodka psinka, prosiła, aby otworzyć drzwi, choć obok niej znajdował się przycisk "Otwieranie drzwi". Ale tak to wszytko elegancko.
Rozdział IV
![]() |
| poziom stresu- 85% |
Straszny syf tam mają!- siedziba AAL mieści się w budynku wraz z UW- anglistyką i czymś tam jeszcze. W każdym kącie jakieś stare biurka, doniczki, pręty, druty, kosze, oj- no wszystko! Raj dla S- ileż to razy się zastanawiał, czy czegoś tu nie zabrać „na pamiątkę” ;)
I teraz oczekiwanie, aż pierwsza z nas- P- przekroczy próg nadziei ;) Okres, który również dominował jej stres, stres, stres i moje makabryczne znużenie tym wszystkim. O dziwo! (to tak na marginesie) pierwszy tak poważny egzamin(rozmowa kwalifikacyjna?) przed którą się bardziej nudziłem niż stresowałem. Ale to w zasadzie w żaden sposób nie zmienia mojego zachowania- czy to jak jestem zestresowany, czy to jak jestem znudzony, to robię rzeczy...hmmm...powszechnie uważane za dziwne(latanie po klatce schodowej tu i tam, szukanie ubikacji lub kiosku, bawienie się zepsutym kserem, nasłuchiwanie pod oknem Akademii rozmów, naciskanie wszelkich przycisków- ale to akurat nie powinno już nikogo dziwić xD). Gdy jednak zdarzył się moment, że całą trójka oczekiwała, wtem z paszczy lwa wyszła niepozornie wyglądająca młoda dama z uśmiechem na ustach. Popatrzyła na nas z politowaniem i rzekła „Wy też na rozmowę? No ja już jestem po.”. Wtem uwaga GPS skupiła się na każdym słowie wypowiadanym przez ową klientkę będąc coraz bardziej przerażonym. „No, do każdego przyjechał ekspert”(a tak się śmiali GP) „Do mnie specjalnie Pani profesor- specjalistka od Korei Północnej, bo to mój temat. Aha, i prof. Axer był połączony przez skype”(drugi raz S triumfował- aczkolwiek nie był za bardzo pewien czy tego chciał…). I następnie zabrzmiała sentencja wyroku: „No, ale nie martwcie się. Nie przepytują z bibliografii”(tu chwila ulgi aby usłyszeć…)”Jak ktoś jest oblatany w swoim temacie, to jest baaardzo przyjemnie”. Wtem G powiedział stwierdził „No to fajna przygoda była, możemy iść”, S pomyślał „Czas umierać”, natomiast P zastygła w bezruchu, niczym żona Lota, jak słup soli. Tak długo jeszcze nie widziano P, która nic nie mówi, nie śmieje się, nie robi głupich min ani ogólnie czegoś, co zwykła robić P. Wpadła w nirwanę.
![]() |
| poziom stresu- 99.9% :] |
Gdy się z niej uwolniła zarządziła „Idę zapalić. Mateusz- chodź ze mną!”. I na nic się zdały tłumaczenia G, że nie pali- księżna Ułan-Bator zarządziła i lepiej było w tym momencie z nią nie zadzierać. O czym rozmawiali- o tym niech opowie kto inny :]. Prócz tego GPS zapoznało Tomka z MISH-UŚ. No, dość dziwna persona, ale, MocArtu- poświadcz sam, czy na MISH-UŚiu są jacyś ludzie niedziwni??? No odpowiedź może być tyko jedna- a w zasadzie więcej, zależy jak to tam się dobierze te wszystkie afirmacje i negacje, ale na tym to się jeszcze mniej znam niż na życiu godowym surykatek w krajach Afryki Środkowej xD P próbowała się czegoś jeszcze nauczyć, choć prosiła Boga, aby przez swoja apokatastazę sprawił, aby komisja spytała ją o Dostojewskiego, G non stop przeglądał swoje notatki ukryte w zielonej teczuszce, a S? S zastanawiał się, czy zbić szybkę "Emergency" czy nie zbić; ;) Nie zbił, bo to nie londyńskie metro, a poza tym teraz już wiedział, co ów słowo oznacza.
Rozdział V
Akt I
| poziom stresu- 5% |
I wtem zatrąbiła trąba pierwsza- wezwana została P! Przerażona, blada i z błaganiem na ustach, aby wybrali temat o Dostojewskim, ruszyła. Okazało się, że w komisji zasiada również dyrektor naszego MISH- prof. Dziuba!, która jak zobaczyła P, miała rzecz: Skądś znam tę twarz. Na co rezolutna P odpaliła "No, ja też Panią skądś kojarzę!". Bóg się nad nią zlitował- dostała Dostojewskiego. To była jedna z dwóch rzeczy, które zapamiętała P z całej półgodzinnej rozmowy. Drugą było pytanie o relacje Dostojewskiego z drugą żoną i czy można przez ten pryzmat analizować dwa utwory wybrane przez P. Ta nie mając pojęcia, jakie były relacje pisarza z jego drugą połowicą (przecież nie była ich terapeutką małżeńską) odpowiedziała to, co odpowiedziałby każdy „Oczywiście, że nie! To jest zupełnie szerszy temat”. Idealny przykład jednego z 27 sposobów na ominięcie pytania egzaminującego. Myślę, że Vera Gębkovsky, prof. dr hab. z zakresu taktyki i strategii zdawania egzaminów ustnych byłaby dumna :] S w tym czasie nasłuchiwał pod oknem, jak sobie P radzi zastanawiając się, czy nie zrobić zdjęcia albo podstawić transparentu „Trzymaj się! Jesteśmy z Tobą”. Ale słysząc permanentny, charakterystyczny szczebiot P uznał- nie trzeba… W tym czasie przed drzwiami do AAL GS mieli wizje. Wizje swoich występów. G chciał wejść ze śpiewem na ustach, S zastanawiał się pomiędzy wejściem „na akwizytora” a „na Anioł Pański”
Akt II
Wyszła. Wręcz wyleciała 15 centymetrów nad ziemią. Przeszczęśliwa. Uśmiechnięta. Rozluźniona. Cała w skowronkach. Leciała. Wznosiła się. I nagle ŁUP! łupłupłupłupłup!!! Bolesny upadek. P nie zsynchronizowała swego lotu z obcasmi i zleciała cztery stopnie w dół. Buty spadły z nóg, a P leżała i nie wiedziała co się stało. Przecież było tak dobrze! Tak świetnie jej poszła rozmowa! Tak się odstresowała! A tu takie bezczelne schody, których chyba nikt od 70 lat nie naprawiał ośmieliły się zakłócić tę idyllę! Ale stało się…
Rozdział VI
Po P i MISH-UŚ zabrzmiała trąba druga- wezwany został G. Zastanowiwszy się i przemyślawszy wszystko ruszył. Wiedział, że prof. Dziuba czeka na miejscu, tylko że G był z tego powodu zadowolony. I zniknął w Czeluści. S został sam(P poszła się odstresowywać na miasto). Bez nikogo. W obcym miejscu. Brudnym miejscu. Wszyscy zniknęli. W tym momencie zaczął się stresować. Gdzie on jest? Po co? Dlaczego? Warum? Ucieknie! Nie! Zostanie! Nie! Co robić?! Jest sam. S i jego myśli. Do tej pory napawał się widokiem zestresowanych GP. Teraz ich już nie było. A on czekał. Przerażony. Na szczęście tylko chwilę, bo cóż to nagle się stało! Z miejsca kaźni wybiegły dwie osoby: starszy nieznany S profesor i dyrektor Dziuba. Pierwsza myśl „Nieźle sobie G tam poczyna, skoro nie minęło 5 minut, a już profesorowie stamtąd wybiegają jak wystrzeleni z procy”. Prof. Dziuba stanęła i krzyknęła „Och jak dobrze! Są moi chłopcy! Ale lecę szybko, sprawy wyższe, bo już muszę wracać tam, do Pana Mateusza!”. Stukot obcasów przypominał serię z CKM. Spokój. Jest dobrze. Nie może być źle. Ufff… Druga seria z CKM. S nie wie gdzie się kryć. Wtem prof. Dziuba się obróciwszy i na S spojrzawszy, wygłosiła, wręcz błagalnie, słowa ”Ale proszę odpowiadać konkretnie. Gdy będzie pytanie o definicję, to podać definicję, a nie przykłady. Proszę Pana. I wszystko będzie dobrze.”. Taaaa…No taaa! Tylko skąd teraz wytrzasnąć jakieś definicje?! Relacji z rozmowy G nie zdam. Przewijały się tam jakieś dziwne słowa i nazwiska, nie sposób tego spamiętać, dlatego sobie podaruję- tenże bohater sam swoją kwestię wypowie ;) W każdym bądź razie też wyszedł z Jaskini Mędrów zadowolony, z tym, że nie zaliczył upadku, tak jak to miało miejsce z P :]
Rozdział VIII
Trzecia trąba się odezwała. Padły dwa słowa „Pan Szymkowiak”. Ruszyłem żwawo i pewny siebie, bo cóż miało mi się stać, najwyżej wrócę na tarczy ;) Stoję przed drzwiami i słyszę rozmowę Komisji „Teraz ten Ślązak” ”Kto?” ”No, ten, co cały czas o tym Śląsku pisał” „Achaa, ten…” I w tym momencie wpadł S ze słowami „Tak- to ja! xD Dzień dobry Państwu, bardzo mi miło”. Część KE (Komisji Egzaminacyjnej) zamarła, część zaczęła się głośno śmiać. Siadam na przygotowanym dla mnie miejscu i widzę badawczy wzrok KE. Trochę jak w zoo, tylko, że tym razem nie byłem po tej stronie co zwykle. W sumie rozmawialiśmy o moich stosunkach. Stosunku do Kutza, do aglomeracji śląskiej, do autonomii Śląska, do Zagłębia, do śląskości, do języka śląskiego, do narodowości, stosunku innych do mnie(przez pryzmat Śląska). Było parę zabawnych momentów. Na przykład gdy byliśmy w temacie Zagłębia powiedziałem, że strasznie mnie irytuje, gdy ktoś mówi, że jest ze Śląska, z Sosnowca. I nagle z rogu Sali usłyszałem krzyk „Jezus Maria! Co Pan tu za herezje opowiada! Jezusie Maryjo!”- odpowiedziałem, że dokładnie w ten sam sposób reaguję. Albo gdy się mnie spytano, czy jestem uważany za typowego Ślązaka, a ja zanegowałem i poproszono mnie o obraz typowego Ślązaka. Chciałem wymienić w ciągu parę cech, z których część posiadam, a część raczej, ale źle zacząłem. Zacząłem od tego, że Ślązacy są pracowici i…tu już nie dali mi skończyć- wybuchnęli śmiechem i nie pozwolili mi się usprawiedliwić tylko zmienili trochę temat. W kwestii narodowości dowiedziałem się, że jestem konstruktywistą (podziękowałem, bo co miałem zrobić? ze wszystkich takich to ja myślałem, że jestem maksymalnie emotikonem xD). Za dużo by pisać o wszystkich pytaniach. Konkluzja nasuwa się jedna. 3 dni na Śląsku i 21-godzinna potyczka z Biblioteką Śląską poszła lekko na marne -.-
Epilog
I tak to było. Era sprzed rozmowy na AAL właśnie się skończyła. Zaczęła się nowa era. Era „po”. Ale o tym będzie w następnym artykule/felietonie/sprawozdaniu/notce/bezsensownym ciągu znaków, liter, słów i zdań. No chyba, że nie będzie… xD
| poziom stresu- 0% |





