piątek, 28 stycznia 2011

Sesjo, zdaj się!

Sesji nawet nie połowa, a ja jestem już wyczerpany fizycznie, psychicznie, intelektualnie i emocjonalnie. Przez to jeżdżenie na linii Lu-Kato-Krako (w najróżniejszej konfiguracji) w ciągu tygodnia jestem zły, głodny, zmęczony, niedouczony, narzekający, podirytowany i robię różne dziwne rzeczy.
Poza tym nie lubię Krakowa. Nie można się skupić na zajęciach, na nauce, bo wszędzie zabytki. A jak są zabytki, to trzeba się na nie patrzeć, bo nie można się nie patrzeć na zabytki przecież, prawda? ;-)
'Jestem najgejowszy z gejów' czy 'Wyłącz to zimne ogrzewanie' oraz powrót w czasy dzieciństwa, do lat '90, tamagochi, kartek z segregatora, gum turbo, bajek disneyowskich - tym się charakteryzował powrót busem do Lu, gdy jakaś grupa wracająca z Maroka zapełniła 3/4 busika. I tak miałem na to wszystko wyjebane. Znaczy chyba miałem, bo czułem się jak w amoku i po egzaminie z ekspertyzy sądowej mój poziom skupienia i ogarnięcia świata sięgnął zera.
A, i jakby tego było mało, to zepsuł mi sie monitor na laptopie. A żeby było ciekawiej, to skończyła mi się gwarancja :/

Świecie, zaczynasz mnie wkurwiać, wiesz?

piątek, 21 stycznia 2011

Wind of changes. Change 2

   Yeap! Stało się. Przeprowadzka zakończona. Jak teraz wrócę do Lu, to już nie na Konstantynów, na Kruka. Jadym na Porębę, na Szafirową. Czubek na Czubach, czyli Porąbany na Porębie ;) Witam w moich skromnych progach. Change is good. A to nie koniec zmian ;)

Ostatnio zacząłem zastanawiać nad tym, czy język pełni bardziej funkcję deskryptywną czy perfomatywną. I o ile kiedyś bym zgodził się z Romeem,   że '(...) to, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało' to ostatnio zdecydowanie bardziej skłaniam się k'temu, że język w istocie stwarza nasz świat i róża by nie pachniała tak samo, gdyby nosiła inną nazwę. Bo niby człowiek jaki jest, każdy widzi, ale zależnie czy nazwiemy go 'naszym' czy 'ichnim' będzie dla nas kim innym. I może obiektywnie to nic w człowieku nie zmienia, to jednak my nie patrzymy obiektywnie na rzeczywistość, tylko z naszej perspektywy, prawda?

   
   Im dłużej siedzę w Krakowie i Katowicach na zajęciach, tym bardziej się 'odpozytywizuję' i o ile jeszcze rok temu moje uwielbienie dla pozytywizmu prawniczego nie podlegałoby dyskusji (dla niewtajemniczonych: pozytywizm w prawie zakłada, że prawem jest wyłącznie to, co zostało ustanowione w aktach prawnych, że istnieje niezależnie od moralności, sędziowie są 'ustami ustawy' etc.- to tak w największym skrócie), zresztą jak i całej kontynentalnej tradycji prawnej, tak teraz dostrzegam duże plusy Anglosasów. Może nie jestem nadal zwolennikiem ław przysięgłych i permanentnych precedensów, ale już zdecydowanie optowałbym nad większym wykorzystaniem negocjacji, mediacji i arbitrażu w przypadku zaistnienia sporu, a nie targanie po sądach. A może by pójść właśnie w tę stronę? 
   
   

Ostatnio często jeżdżę pociągami ze i na Śląsk. I zawsze jak przejeżdżam wieczorem przez Katowice, Chorzów, Świętochłowice, Rudę Śląską, Zabrze zachwyca mnie widok familoków i kamienic przy torach. Jest ciemno, więc nie widać ewentualnego brudu. Ale widać za to magię światła. Ulicznego, które nadaje ulicom albo lekko mrocznego charakteru (gdy nikogo nie ma), albo sprawia wrażenie małego świata, poza którym nie istnieje nic innego, gdzie koncentrują się różni ludzie, różne zachowania skupione jak w soczewce. Albo ferie barw z okien budynków. Zielone, żółte, białe, niebieskie, czerwone, przytłumione, ciepłe, zimne, rażące tworzące niesamowitą mozaikę kolorów, faktur, efektów. I świat, nawet ten najmniejszy staje się nagle bajkowy, magiczny, fascynujący.

   A! i w ogóle wróciłem z pierwszego zebrania RAŚ, koło gliwickie. Pod względem frekwencji zacytuje klasyka 'szału nie było', ale myślę, że będzie dobrze. Z grupy 'stereotypowi Ślązacy' był tylko Pan Aleksander, który zastosowałby baaardzo radykalne metody walki o autonomię (patrz: ETA ;] ), ale Przewodniczący Koła uprzedził, że 'koło nie ma odpowiednich finansów'. A tak to sami młodzi faceci. Może atmosfera w pewnym momencie się zrobiła taka, że czułem się jak Polak pod zaborami albo na zebraniu przed napadem na bank, ale bardzo przyjemnie. Nikt nie lubi pewnego marszałka, którego i ja nie znoszę.  Niewiele brakowało, a pojechałbym na kongres RAŚ w marcu :( ale niestety, prawnicy lubelscy mnie zatrzymali. No nieważne - czuję, że będzie się działo i podoba mi się to! :D