....zakończyłem sprzątanie pokoju. Chociaż właściwie nie pokoju, a biurka. To była poniekąd tragedia, a poniekąd ciekawe przeżycie. Zacząłem tą syzyfową pracę 5 lipca br. Skończyłem 13 lipca 2005. Myślałem w pewnych momentach, że padnę. Pierwszy ruch: wywaliłem wszystkie papiery i inne tego typu rzeczy na podłogę w pokoju. Był to ruch bardzo zły. A to z tego powodu, że przez najbliższe 8 nocy musiałem spać na połówce mojego łóżka. A mówię wam- nie należy to do przyjemności. Najpierw zrobiłem wstępną selekcję, czyli powywalałem gazety, czasopisma i zeszyty, które nie są mi na nic potrzebne (uprzednio wycinając te artykuły, które mogą mi się to czegoś przydać). Wyszło mi, tylko z tego papieru, prostopadłościan (wsadzałem do kartonu) o wymiarach 48cm´35cm´20cm i wadze 12kg. Przypominam, że pochodzi to z szafek biurka o łącznej pojemności (nie licząc szafek na podręczniki) 73cm´36cm´42cm. Przypominam, że trzeba od wymiarów półek odjąć grubość desek, a także pojemność, którą obejmowały rzeczy, których do kartonu nie wrzucałem (ok. 50% całej pojemności). Trwało to dwa dni. Musiałem przecież wszystkie te gazety przeczytać, wybrać artykuły, wyciąć je i poukładać w taki sposób, abym nie musiał ich po
całym pokoju szukać. Potem nadszedł etap II. Podzieliłem wszystko na 15 kategorii, kupiłem teczki (zdzierstwo- 60gr w hurtowni, a w Tesco później kosztowały 48gr) i rozpocząłem podział właściwy. Brałem do ręki jakiś artykuł. Przeglądałem go z obu stron. Niepotrzebne artykuły przekreślałem żółtym lub zielonym mazakiem. W razie potrzeby (której wymagały prawie wszystkie materiały) przycinałem je, aby nie wyglądały jak pogryzione. Następnie zszywałem je zszywkami (jeszcze mi zszywacz nawalił i musiałem pół dnia się męczyć, aby go do stanu używalności doprowadzić) i układałem na miejsce jego przeznaczenia, czyli pod karteczki z wypisanymi kategoriami. Ile to razy zdrętwiały mi to bólu nogi od wygibasów na podłodze. Niestety musiałem to robić na podłodze, ponieważ biurko tesh było zawalone. Ogólna segregacja materiałów trwała dni pięć. Myślałem, że zaraz szlag mnie trafi, kiedy moja kochana mamusia przyniosła mi dodatkową stertę gazet, abym sobie przejrzał. Ale udało mi się. Przeszedłem w końcu do etapu III. Myślałem sobie: „Spoko. Pójdzie raz, dwa, trzy”. No i poszło. Trzy dni. Brałem każdą kategorię, przygotowywałem teczkę, roiłem spis i odkładałem na półkę. Po skończeniu tego etapu nastał finisz. Musiałem poukładać/powyrzucać/wcisnąć bratu lub mamie całą resztę biurkowej hołoty. I kolejne trzy dni. Teraz już pokoik jest prawie czysty. Teraz tylko potrzebuje kilka kosmetycznych spraw. A wtedy wszystko będzie pisane, poukładane, na swoim miejscu i będzie git. Tylko nie wiem jeszcze co zrobić z Newsweekami, bo nigdzie mi się nie mieszczą. Sto numerów z 2003, 2004 i 2005 czekają na swoje miejsce. I tak oto wyglądają porządki w moim pokoju. Przeprowadzam takie raz na rok.
To chyba jest moja przedostatnia nota podczas tych wakacji. A to z powodu, że za kilka dni wyjeżdżam na wieś do końca miesiąca, a później... Welcome Kolonia & Światowe Dni Młodzieży. W takim razie do zobaczenia
P.S. Jak na parafii w Niemczech będzie komputer z dostępem do Internetu, to może napiszę małe sprawozdanie. Może.