...i po świętach. Postanowiłem coś przed końcem tego 2005 roku naszkrobać. No więc opowiem o moich wigiliach. Jest o czym opowiadać, bo było ich aż 4 ! Z grupą patologiczną w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach, z salezjanami w Salezjańskim Zespole Szkół Publicznych w Zabrzu, z I F II Liceum Ogólnokształcącego im. Walerego Wróblewskiego w Gliwicach w w/wym. Szkole oraz z rodzinką. Ale po kolei.
Sobota. Spotkanie opłatkowe w Katowicach. Najpierw jednak roraty w roli czwartego króla (oczywiście Sabina musiała wszystkim rozpowiedzieć :D). O 9.39 pociąg. Stoimy na przeraźliwie zimnym peronie nr2 i okazuje się, że pociąg będzie miał 10 minut spóźnienia. I histeria. Sabina zrozpaczona, bo czeka na nas Dorota i wogóle. Po chwili się uspokaja, bo pociąg przyjechał po 7 minutach. Jedziemy, jedziemy i pojawia się kolejny problem: na jakim przystanku wysiąść? No wiadomo, że w Katowicach, ale który to przystanek. Ale się udało. Później trzebabyło przejść przez cały dworzec i czekać. Pierwszy raz widziałem, aby po zamkniętym pomieszczeniu latały gołębie i wróble. Po małych komplikacjach wreszcie dotarliśmy. Oczywiście się spóźniliśmy, ale nas wpuścili. Weszliśmy, rozgościliśmy się, pogadaliśmy, klerycy pooprowadzali nas po seminarium, podzieliliśmy się opłatkiem, pooglądaliśmy film (jak ktoś go ma, t byłoby miło jakby mi go w jakiś sposób przesłał), i ok. 16 zaczęliśmy się zbierać. Oczywiście za długo zabawiliśmy i mieliśmy tylko kilka minut do Dworca. Na szczęście pojawił się tata wyżej wspomnianej Doroty i nas podwiózł dzięki czemu w ostatniej chwili zdążyliśmy. I oczywiście wątpliwości Sabiny (ta to ma niewyczerpalne źródło katastroficznych myśli :] ): czy to dobry pociąg itp. Oczywiście mój ojciec nie mógł po nas przyjechać, więc musieliśmy dreptać z Tarnogórskiej na pieszo. Nie powiem, że byłem wniebowzięty :D.
Na spotkanie salzejańskie też się spóźniłem. Powodem były ogromne korki w Rokitnicy (wiadomo, Zabrze ;P). I tutaj było tradycyjnie. Wchodze do szkoły (mają nowe, plastikowe drzwi- nowoczesność się do nich wkrada-powolutku, bo powolutku, ale się wkrada J). Przez pierwsze 5 minut było w miarę spokojnie, dopóki nie przyszedł Seba & spółka Company. Po kulturalnym podzieleniu się opłatkiem zaczęła się (jak zwykle) bitwa. Poleciało wszystko co małe, lekkie i w miarę niebrudzące. Olga została oblana i później smutna sobie poszła. Chciałem cię teraz Olgo za to przeprosić. Wybacz... . Postanowiliśmy postprzątać. Razem z Anią A. Poszliśmy po mietłę...tfu...miotłę do Oratorium. Byliśmy przekonani że wiekszych kłopotów raczej nie będzie, a tu zonk. Ksiądz Lasota (łac. Silvester :P) na nas wyskoczył, że to nie szkoła, ylko oratoruim i ble ble ble. Ale w końcu pożyczyli.30 minut później przyszedł xT razem z dyrkiem, x Babcią. Zobaczyli stertę ciastek na podłodze i wielce się oburzyli, że tyle jedzenia się zmarnowało i inne pierdoły. Olga ze strachu się schowała. Sytuację musiałem ratować ja. Aby ichlekko poddenerwować wymyśliłem hisryjkę, że to Ufo przyleciało i zrzuciło jedzenie :P. Myślę, że mi się udało, bo później, delikatnie mówiąc, kazali nam opuścić obiekt szkolny. XT coś tam jeszcze bredził o profanacji Wigilii i że już nigdy nie pozwolą na takie coś (ten to ma wyobraźnie, tylko szkoda, że czasami do słownika języka polskiego nie zagląda). I dobrze, że kazali nam wyjść. Na śniegu przed szkołą była ta lepsza część spotkania opłatkowego. Rzucaliśmy się śniegiem, obsmarowaliśmy Sandrę, budowaliśmy pseudozaporę i w ogóle było spoko. Ale nadszedł czas rozstania. Jeszcze na przystanku spotkałem Martynę i Anię C., z którymi chwilkę pogderałem i pojechałem ;(
Najbardziej się obawiałem wigilii wigilii w liceum. Bo, wybaczcie, obawiałem się, że będzie drętwo i formalnie. Niewiele brakowało, a by się tak skończyło. Ale i tak zostałęm mile zaskoczony. Pogadanki o dodatkach do ciasta, które jadła Ewa, „śpiewanie” (a raczej wycie jak kot /za przeproszeniem/ srający na pustyni), dzikie tańce disco-disco zmieniły tę wigilię w miłe spotkanie. Opłatkiem podzieliłem się z każdym, nawet z Mojszeszem i Mocartem (that’s my success ;)).
Inne wigilie i święta przebiegły jak zwykle- kolacja, prezent, pasterka, tv, spanie, tv, spanie, kościół, tv/spanie, kościół, komputer, spanie, tv, goście, komputer, spanie. I to na tyle
I od dawna obiecany Piotr
Etymologia: imię pochodzenia greckiego oznaczające skałę. W Polsce nadawanie od XII wieku i zawsze należało do grupy imion najpopularniejszych. Charakterystyka: jest indywidualistą, który chce zmienić i budować wszystko od nowa według własnej koncepcji. Ma doskonałą intuicję i wiele spraw potrafi trafnie przewidzieć. Jeśli jest podporządkowany dyscyplinie pracy i poddany nadzorowi, wówczas osiąga wspaniałe efekty. Natomiast przy dużej swobodzoe staje się refleksyjny, marzycielski i wypada z rytmu. Na co dzień jest gwałtowny i o zmiennym nastroju, ale przy pewnejwyrozumiałości i tolerancji można z nim ułożyć sobie poprawne stosunki. Najlepszy będzie w zawodach budowniczego, inżyniera, ekonomisty, muzyka, pracownika służb mundurowych. Formy obcojęzyczne: Peter (ang., niem.), Pierre (fr.), Pedro(hiszp.), Pietro, Piero(wł.). Imieniny31 I, 23 II, 29 IV, 29 VI, 19 VIII, 25 IX, 21 XI
Sobota. Spotkanie opłatkowe w Katowicach. Najpierw jednak roraty w roli czwartego króla (oczywiście Sabina musiała wszystkim rozpowiedzieć :D). O 9.39 pociąg. Stoimy na przeraźliwie zimnym peronie nr2 i okazuje się, że pociąg będzie miał 10 minut spóźnienia. I histeria. Sabina zrozpaczona, bo czeka na nas Dorota i wogóle. Po chwili się uspokaja, bo pociąg przyjechał po 7 minutach. Jedziemy, jedziemy i pojawia się kolejny problem: na jakim przystanku wysiąść? No wiadomo, że w Katowicach, ale który to przystanek. Ale się udało. Później trzebabyło przejść przez cały dworzec i czekać. Pierwszy raz widziałem, aby po zamkniętym pomieszczeniu latały gołębie i wróble. Po małych komplikacjach wreszcie dotarliśmy. Oczywiście się spóźniliśmy, ale nas wpuścili. Weszliśmy, rozgościliśmy się, pogadaliśmy, klerycy pooprowadzali nas po seminarium, podzieliliśmy się opłatkiem, pooglądaliśmy film (jak ktoś go ma, t byłoby miło jakby mi go w jakiś sposób przesłał), i ok. 16 zaczęliśmy się zbierać. Oczywiście za długo zabawiliśmy i mieliśmy tylko kilka minut do Dworca. Na szczęście pojawił się tata wyżej wspomnianej Doroty i nas podwiózł dzięki czemu w ostatniej chwili zdążyliśmy. I oczywiście wątpliwości Sabiny (ta to ma niewyczerpalne źródło katastroficznych myśli :] ): czy to dobry pociąg itp. Oczywiście mój ojciec nie mógł po nas przyjechać, więc musieliśmy dreptać z Tarnogórskiej na pieszo. Nie powiem, że byłem wniebowzięty :D.
Na spotkanie salzejańskie też się spóźniłem. Powodem były ogromne korki w Rokitnicy (wiadomo, Zabrze ;P). I tutaj było tradycyjnie. Wchodze do szkoły (mają nowe, plastikowe drzwi- nowoczesność się do nich wkrada-powolutku, bo powolutku, ale się wkrada J). Przez pierwsze 5 minut było w miarę spokojnie, dopóki nie przyszedł Seba & spółka Company. Po kulturalnym podzieleniu się opłatkiem zaczęła się (jak zwykle) bitwa. Poleciało wszystko co małe, lekkie i w miarę niebrudzące. Olga została oblana i później smutna sobie poszła. Chciałem cię teraz Olgo za to przeprosić. Wybacz... . Postanowiliśmy postprzątać. Razem z Anią A. Poszliśmy po mietłę...tfu...miotłę do Oratorium. Byliśmy przekonani że wiekszych kłopotów raczej nie będzie, a tu zonk. Ksiądz Lasota (łac. Silvester :P) na nas wyskoczył, że to nie szkoła, ylko oratoruim i ble ble ble. Ale w końcu pożyczyli.30 minut później przyszedł xT razem z dyrkiem, x Babcią. Zobaczyli stertę ciastek na podłodze i wielce się oburzyli, że tyle jedzenia się zmarnowało i inne pierdoły. Olga ze strachu się schowała. Sytuację musiałem ratować ja. Aby ichlekko poddenerwować wymyśliłem hisryjkę, że to Ufo przyleciało i zrzuciło jedzenie :P. Myślę, że mi się udało, bo później, delikatnie mówiąc, kazali nam opuścić obiekt szkolny. XT coś tam jeszcze bredził o profanacji Wigilii i że już nigdy nie pozwolą na takie coś (ten to ma wyobraźnie, tylko szkoda, że czasami do słownika języka polskiego nie zagląda). I dobrze, że kazali nam wyjść. Na śniegu przed szkołą była ta lepsza część spotkania opłatkowego. Rzucaliśmy się śniegiem, obsmarowaliśmy Sandrę, budowaliśmy pseudozaporę i w ogóle było spoko. Ale nadszedł czas rozstania. Jeszcze na przystanku spotkałem Martynę i Anię C., z którymi chwilkę pogderałem i pojechałem ;(
Najbardziej się obawiałem wigilii wigilii w liceum. Bo, wybaczcie, obawiałem się, że będzie drętwo i formalnie. Niewiele brakowało, a by się tak skończyło. Ale i tak zostałęm mile zaskoczony. Pogadanki o dodatkach do ciasta, które jadła Ewa, „śpiewanie” (a raczej wycie jak kot /za przeproszeniem/ srający na pustyni), dzikie tańce disco-disco zmieniły tę wigilię w miłe spotkanie. Opłatkiem podzieliłem się z każdym, nawet z Mojszeszem i Mocartem (that’s my success ;)).
Inne wigilie i święta przebiegły jak zwykle- kolacja, prezent, pasterka, tv, spanie, tv, spanie, kościół, tv/spanie, kościół, komputer, spanie, tv, goście, komputer, spanie. I to na tyle
I od dawna obiecany Piotr
Etymologia: imię pochodzenia greckiego oznaczające skałę. W Polsce nadawanie od XII wieku i zawsze należało do grupy imion najpopularniejszych. Charakterystyka: jest indywidualistą, który chce zmienić i budować wszystko od nowa według własnej koncepcji. Ma doskonałą intuicję i wiele spraw potrafi trafnie przewidzieć. Jeśli jest podporządkowany dyscyplinie pracy i poddany nadzorowi, wówczas osiąga wspaniałe efekty. Natomiast przy dużej swobodzoe staje się refleksyjny, marzycielski i wypada z rytmu. Na co dzień jest gwałtowny i o zmiennym nastroju, ale przy pewnejwyrozumiałości i tolerancji można z nim ułożyć sobie poprawne stosunki. Najlepszy będzie w zawodach budowniczego, inżyniera, ekonomisty, muzyka, pracownika służb mundurowych. Formy obcojęzyczne: Peter (ang., niem.), Pierre (fr.), Pedro(hiszp.), Pietro, Piero(wł.). Imieniny31 I, 23 II, 29 IV, 29 VI, 19 VIII, 25 IX, 21 XI