...cytrynką, miodzikiem i cynamonkiem na chore gardziołko. Dziś napiszę notkę w starym stylu. A przynajmniej prawie w starym stylu. Przez ostatnie kilka dni towarzyszyły mi dwie piosenki: Elektrycznych Gitar „I co ja robię tu?” oraz Roberta Gawlińskiego „Myślę, że nie stało się nic”. Zaczęło się od...czwartku. Mieliśmy redukcję lekcji, ale i tak myśmy musieli przyjść na 10.55 na WF-y. Okazało się, że ich nie ma, więc bandą chłopa poszliśmy podbijać miasto. Padł pomysł (istotny, jak się później okaże) abyśmy poszli do I LO albo do V LO. Ja chyba stwierdziłem, że to głupi pomysł (tak jak ja :/). Zawitaliśmy więc do McDonalds’a. Okropny wystrój swoją drogą, jak na lekki bar głównie dla dziecie. Na wieczorowy klub tylko dla panów był wręcz idealny. Tam posiedzieliśmy,. Pojedliśmy tabele odżywcze produktów marki McDonald’s i zawędrowaliśmy do Parku Chopina. Tam weszliśmy do ogródka jordanowskiego i się kręciliśmy na jakiejś karuzeli (NIE ŚMIAĆ SIĘ!!!). W końcu trzeba się było wybrać na fizykę z p. Knypek, ps. Kopiec Kreta. Ta na chwilę wyszła z klasy i o godzinie 12 minut 50 STAŁO SIĘ !!! Zaczęło się niewinnie. Po prostu zadzwonił telefon. Myślałem, że to ktoś robi mi żart. Ale nie. Jakiś obcy numer. Odbieram i dowiaduję się, że to Ganna S. I zadała decydujące o całej sprawie pytanie „Czemu Cię nie było dziś na olimpiadzie z historii”. Ano nie było mnie byłem przekonany że ona jest w piątek, bo któraś z uczestniczek o takowej dacie (20.10) mnie poinformowała. Myślałem, że to żart, a zaraz później w głowie zaczęła mi lecieć piosenka „I co ja robię tuuuu...? Co ty tutaj robiiiisz...?”. Myślałem też, że mnie szlag trafi! I trafił. Miałem do wyboru: albo rzucać krzesłami, strzelać do kaczek, gęsi itp., tłuc szyby, pozabijać wszystkich, albo zdusić to w sobie. Zdusiłem. Niewiele to pomogło, bo jak sobie uprzytomniłem, że całe 6 miesięcy nauki poszło na marne przez jakąś głupią datę i karuzelę w ogródku to Knypkowi trochę się oberwało :/. Będzie trzeba to naprawić. Cały się trząsłem. Po fizyce nie zostałem na łacinie, tylko ruszyłem w kierunku przystanku. Ledwo doszedłem, tak się trząsłem. Do tego doszła migrena, skubanie dolnej wargi i wbijanie paznokci do krwi. W domu panika! Takie to było zaskoczenie. Nie umiałem nic zrobić prócz zarysowywania kartki ołówkiem. Winnego (prócz mnie) niestety nie było. Jak szedłem spać w radiu leciała piosenka „Myślę, że nie stało się nic”. Jak na zamówienie, była to też pierwsza piosenka, którą usłyszałem zaraz po przebudzeniu się następnego dnia :D.
W piątek ośmieliłem się pójść do szkoły. Czekało mnie najcięższe starcie: prof. Wirus. Nie czekałem na nie długo. Już przed geografią mnie przyłapał. Nie uwierzył w moje tłumaczenia, że miałem podany zły termin i że się skapłem, że może być olimpiada po tym, że reszty uczestniczek nie ma w szkole, gdyż nie było wtedy połowy klasy. Dał mi do zrozumienia, że dla niego to ja nie umiałem zrezygnować przed faktem, to zrobiłem to po tchórzowsku nie przychodząc na I etap. Po tym starciu musiałem iść do pielęgniarki po coś na uspokojenie. Poszedłem po zioło :P. Takie świństwo w płynie; na szczęście podziałało. Później dowiedziałem się, że osoba w komisji jeszcze czekała na mnie godzinę, a prof. Wirus obtorbił pozostałe uczestniczki za to, że nie przedzwoniły do mnie zanim się rozpoczęła olimpiada.
Wieczorem szedłem na półmetek z Osobą Towarzyszącą (OT), którą była Olga O. Jeżeli któraś czuje się zawiedziona, że to nie ona nią była, to przepraszam, ale jednym z czynników decydujących (choć nie jedynym) była dostępność tej osoby na gg. Kazałem Oldze jeszcze ze trzy razy przemyśleć to, czy jest pewna. Była. O 19 po nią przyjechałem. Jeżeli widziałem w oknie Anię A., ps. Azjatka to Cię serdecznie pozdrawiam! Przyznam się szczerze, że poszedłem na tę imprezę tylko ze względu na to, że OT nie zrezygnowała. Do „Babilonu” przybyliśmy ok. 19.30. Właściwie do 20.30-21.00 nikogo z mojej klasy nie było i znów melodia w mojej głoe „I co ja robię tuuu?...”. Później się zaczęli zjawiać. Niektórzy byli już mocno zahartowani w boju :D. Na przykład MocZart, który niestety szybko odszedł z naszego świata :D bo tym jak ukazał nam istotę swojego wnętrza :D. Czy Vojteh S., który w pewnym momencie zarywał do wszystkiego, czego się dało (dobrze, że na imprezę wstępu nie miały zwierzęta). Najlepsza muzyka była wtedy, kiedy jeszcze prawie nikogo nie było, później to tak jakość się obniżała, czasem jednak się odbijając od dna. Olga O. Poznała moją klasę., moja klasa poznała Olgę O. Myślę, że się nawzajem polubiliście. Ok. godz 22.30 po raz pierwszy pojawiłem się na parkiecie. Lwem Parkietu (a tym bardziej nie Rywinem) nie zostałem. Ogólnie mój taniec można nazwać „przeskok nożny z podwinięciem rękawów”. To był chyba najpopularniejszy taniec :P nie licząc tańca z głębin oceanów „Przyssanie dwóch jamochłonów”. MacZart jak już powiedziałem przeszedł przed północą w stan astralny i w przypływie być może nirwany odkrył przed nami swoje wnętrze zapadając później w nie. Zanim się uwywnętrznił był z niego pocieszny widok. Nawalony jak bania, ale komórkę umiał obsługiwać i nie chciał jej wypuścić z rąk :). Później się bawiliśmy, ja dostałem rabat na kepapy (nie te radiowe :P) i przyszedł mój brat. Wszyscy go poznali, ja się trochę poirytowałem, bo okazało się, że on też się hartował na Rynku. Po mojego ojca zadzwoniłem ok. 3 w nocy. Odwiozłem Olgę do domu i wróciłem do domu się położyć. Ostatnią piosenką, która leciała w radiu samochodowym to „Myślę, że nie stało się nic”. Dziś pobudka o 11.30 (dzień od 2,5 godziny zmarnowany), gardło zdarte, że mówić nie umiem, stawy mnie wszystkie bolą i jeszcze ta migrena. A przed chwilą w radiu puścili „Myślę, że nie stało się nic”
WSZYSTKIE PODOBIEŃSTWA DO OSÓB I ZDARZEŃ PRZYPADKOWE I NIEZAMIERZONE (by autor)
W piątek ośmieliłem się pójść do szkoły. Czekało mnie najcięższe starcie: prof. Wirus. Nie czekałem na nie długo. Już przed geografią mnie przyłapał. Nie uwierzył w moje tłumaczenia, że miałem podany zły termin i że się skapłem, że może być olimpiada po tym, że reszty uczestniczek nie ma w szkole, gdyż nie było wtedy połowy klasy. Dał mi do zrozumienia, że dla niego to ja nie umiałem zrezygnować przed faktem, to zrobiłem to po tchórzowsku nie przychodząc na I etap. Po tym starciu musiałem iść do pielęgniarki po coś na uspokojenie. Poszedłem po zioło :P. Takie świństwo w płynie; na szczęście podziałało. Później dowiedziałem się, że osoba w komisji jeszcze czekała na mnie godzinę, a prof. Wirus obtorbił pozostałe uczestniczki za to, że nie przedzwoniły do mnie zanim się rozpoczęła olimpiada.
Wieczorem szedłem na półmetek z Osobą Towarzyszącą (OT), którą była Olga O. Jeżeli któraś czuje się zawiedziona, że to nie ona nią była, to przepraszam, ale jednym z czynników decydujących (choć nie jedynym) była dostępność tej osoby na gg. Kazałem Oldze jeszcze ze trzy razy przemyśleć to, czy jest pewna. Była. O 19 po nią przyjechałem. Jeżeli widziałem w oknie Anię A., ps. Azjatka to Cię serdecznie pozdrawiam! Przyznam się szczerze, że poszedłem na tę imprezę tylko ze względu na to, że OT nie zrezygnowała. Do „Babilonu” przybyliśmy ok. 19.30. Właściwie do 20.30-21.00 nikogo z mojej klasy nie było i znów melodia w mojej głoe „I co ja robię tuuu?...”. Później się zaczęli zjawiać. Niektórzy byli już mocno zahartowani w boju :D. Na przykład MocZart, który niestety szybko odszedł z naszego świata :D bo tym jak ukazał nam istotę swojego wnętrza :D. Czy Vojteh S., który w pewnym momencie zarywał do wszystkiego, czego się dało (dobrze, że na imprezę wstępu nie miały zwierzęta). Najlepsza muzyka była wtedy, kiedy jeszcze prawie nikogo nie było, później to tak jakość się obniżała, czasem jednak się odbijając od dna. Olga O. Poznała moją klasę., moja klasa poznała Olgę O. Myślę, że się nawzajem polubiliście. Ok. godz 22.30 po raz pierwszy pojawiłem się na parkiecie. Lwem Parkietu (a tym bardziej nie Rywinem) nie zostałem. Ogólnie mój taniec można nazwać „przeskok nożny z podwinięciem rękawów”. To był chyba najpopularniejszy taniec :P nie licząc tańca z głębin oceanów „Przyssanie dwóch jamochłonów”. MacZart jak już powiedziałem przeszedł przed północą w stan astralny i w przypływie być może nirwany odkrył przed nami swoje wnętrze zapadając później w nie. Zanim się uwywnętrznił był z niego pocieszny widok. Nawalony jak bania, ale komórkę umiał obsługiwać i nie chciał jej wypuścić z rąk :). Później się bawiliśmy, ja dostałem rabat na kepapy (nie te radiowe :P) i przyszedł mój brat. Wszyscy go poznali, ja się trochę poirytowałem, bo okazało się, że on też się hartował na Rynku. Po mojego ojca zadzwoniłem ok. 3 w nocy. Odwiozłem Olgę do domu i wróciłem do domu się położyć. Ostatnią piosenką, która leciała w radiu samochodowym to „Myślę, że nie stało się nic”. Dziś pobudka o 11.30 (dzień od 2,5 godziny zmarnowany), gardło zdarte, że mówić nie umiem, stawy mnie wszystkie bolą i jeszcze ta migrena. A przed chwilą w radiu puścili „Myślę, że nie stało się nic”
WSZYSTKIE PODOBIEŃSTWA DO OSÓB I ZDARZEŃ PRZYPADKOWE I NIEZAMIERZONE (by autor)