środa, 29 sierpnia 2012

Zaklęci w bryłę węgla, Preludium


Dziś są moje urodziny. Lubię ten dzień. Tak samo jak lubię moje imię i dzień moich imienin. Irracjonalna sympatia do dat i rzeczy, które mogłyby być zupełnie inne, ale nie są. Są wspólne dla tysięcy ludzi, ale są wyłącznie moje. I niech tak będzie. Ja będę sobie szczęśliwy. I mija 23 mojej podróży na tym świecie. I spotkałem w tym czasie całe rzesze ludzi. Wspaniałych ludzi. I chciałbym ich dzisiaj, chociaż niektórych, trochę wyróżnić wyróżnić. 

Były Złote Dekle. Były Złote KULe. Ale dziś chciałbym Zakląć Was w Bryły Węgla (do dziś te sformułowanie ukute przez dwie swego czasu bliskie mi osoby raduje). Chciałbym Was zakląć i postawić na biurku. Aby zerkając na Was przypominać sobie, że świat jest pełen fantastycznych istot.

Trochę Was jest, a i tak myślę, że za mało.

Akt I - real life
Akt II - Twitter
Akt III - Google+
Akt IV - nie-ludzie

Sporo tego, ale też sporo się w tym roku wydarzyło. Niech to będzie mój wpis pochwalny dla wszystkich, którymi miałem styczność. Czy są wymienieni czy też nie.



Zaklęci w bryłę węgla, Akt I


W Akcie I chcę podziękować tym tym, których znam i spotykam w świecie realnym.
Agnieszkę Futerę za to, że mieszkać pod mostem nie musiałem, a mogłem przenocować parę nocy w jej mieszkaniu racząc się fantastycznymi pastami kanapkowymi, wypijając soki i grając w Cytadelę. Weronice Gębkę. też za mieszkanie, tyle że w dalekiej Belgii, która dwa tygodnie mnie wytrzymywała i  mam nadzieję, że nie żałowała (ja nie żałowałem).
Zakąłbym też i Adama "Mocarta" Juśkiewicza za trollowanie (bo wiadomo, że każdy, kto chce być kimś w internecie, musi mieć swojego trolla), ale przede wszystkim za niekończące się dyskusje i ten twórczy ferment
Magdzie Macosze, za targanie mnie po sądach (w roli widowni oczywiście) i bycie mym soulmatem.
Krzyśka Mogielnickiego, z którym opracowałem już chyba milion planów ratunkowych dla świata i okolic.
Heli Kistelskiej, Ewelinie Wardzie i Kamili Młodzianko, które chyba bardziej ode mnie doceniały moją małą pustelnię, w której narzekaniom i debatom egzystencjalnym końca nie było
Gośkę Krysę i Ewę Szczechlę, za plany ratunkowe, tyle, ze dla mnie. Strasznie wiele im zawdzięczam
Wspomnienie należy się również Kropkowi i Pawłowi, za ich radość nieposkromioną i nieustannie urocze anglicyzmy.
Bernadettę Prandzioch, żebym pamiętał, że nie tylko ja ma problem z identyfikacją w świecie.
Jolę Prochowicz, u której przesiedziałem pół roku dyskutując, drocząc się, planując światowe spiski czy sprzątając.
Dominikę Ptaszek, bez której do dziś zapewne nie byłbym obronionym licencjuszem.
Agnieszkę Pyczek i jej alter ego, Katarzyna Świegot, z którą, choć ma poglądy kompletnie (ale to kompletnie) różne od moich, lubię się dogadywać. 
Ewę Sobiecka, która nie pozwoliła, abym zostawił swe rzeczy na pastwę losu tylko dlatego, że wyprowadzałem się z mieszkania.
Paulinę Wiejak, za to, że wytrzymała i wytrzymuje moje Bartkospamy dotyczące Koła
Sylwię Wilczewską, którą bym na biurku postawił i dyskutował, dyskutował, dyskutował.

Wróć do Preludium
Akt II - Twitter
Akt III - Google+
Akt IV - organizacje

Zaklęci w bryłę węgla, Akt II

Jednak moje życie, to też e-życie. Życie wirtualne, w którym za pośrednictwem social media poznałem równie wspaniałych ludzi, jak w rzeczywistości. I tak na Twitterze to byli:

@DawSal (którego poznałem i w realu), za wyszukiwanie lolkontentu śląskiego,
@followolga, korepetytorka, której teksty mają w sobie uroczą zgryźliwość.
@laurinio z #VirgoClub, ma ulubiona kamratka,
@Omniscjencja, bo wszędzie trzeba mieć jakoś filozofkę na statku
@szaulo, który zawsze o mnie i moich wpisach pamięta,
@Soronov, za ostatnią akcję z komputerm, choć nadal jestem na etapie modłów,
@TomekWawrzyczek - inżynier Wrzyczko, pieron, który tak pisze i tak fotografuje, że mnie zazdrość zżera,
@ramDADAdej @JDomanski @Aubery_tweetuje na których zawsze mogę liczyć, że przekłują bańkę mojej egtzaltacji
@Znienacek, tworzący swoją niesamowitą political-fiction
a także Silesian Dream Team - @Lolinekk, @bfaliszek, @Edzioo, @PopPolityk, @P_Slu
i wielu wielu innych :)

Wróć do Preludium
Akt I - real people
Akt III - Google+
Akt IV - organizacje

Zaklęci w bryłę węgla, Akt III

Znalazłem też kilka bryłek węgla na Google+:
+Anna Brakoniecka (-ę, -ą) (jak i cały ród Brakonieckich) zarażającą swoim optymizmem, zachwytem nad Europą,
+Daniel Delimata (-a, -ę) z którym chyba w każdej sprawie się nie zgadzam, ale właśnie dzięki temu uwielbiam czytać i wdawać się w jego dyskusje
+Anna Gabryś (-ę, 0) z powodu dyskusji, na które można się natknąć w jej profil 
+Andrzej Gołąb (-a, 0)darczyńca niezwykle wartościowych książek, mających ogromny wpływ na moje postrzeganie świata ostatnimi czasy
+Przemysław Kobylski (-a, -ego) za uświadomienie, że w kukurydzy mogą czaić się dziki, 
+Filip Lachert,(-a, -a) importowanego z Twittera, za to, że prawie, prawie a bym miał robotę w telewizji   
+Tomek Pryll (-a, -a), bo nikt nie potrafi tak opowiadać i tak pokazać na zdjęciach Karkonoszy
+Dirk Schönfeld for his fantastic posts of street art 
+Magdalena Szczygieł (-ę, 0) za jej fascynację dekielkami i nocne uczty muzyczne
+Grzegorz Wapiński (-a, -ego) i +Daniel Światły (-a, -ego) za to, że starali się mi pomóc z wyborem systemu operacyjnego, a ja i tak zostałem niewdzięczny przy Windows XP
+Weronika Więckowska (-ę, -ą) no Caryca... a jak wejdzie do czyjegoś strumienia i napisze słów kilka, to od razu porządek jak na carskim dworze panuje 
+Paweł Wimmer (-a, -a), u którego zawsze można znaleźć interesującą dyskusję, na każdy temat
+Jan Onufry Zagłoba (-a, -ego, -ę) za jego wrocławskie zdjęcia, dzięki którym coraz mniej muszę, a coraz bardziej chcę pojechać i pozwiedzać stolicę Śląska
+Dawid Zysnarski (-a, -ego) zaklinam go tutaj, bo to tutaj się upomniał o zdjęcia z Antwerpii, a ja czekam na pocztówkę z Hamburga.

Wróć do Preludium
Akt I - real people
Akt II - Twitter
Akt IV - organizacje

Zaklęci w bryłę węgla, Akt IV

Są też cztery organizacje, które chciałbym zakląć:

EIT+, o których parokrotnie już wspominałem i wspominać będę, bo są niesamowici. Przystaną, przypatrzą się zdziwionemu humaniście i rozwiążą jego problem. Wytłumaczą, czym jest pasta słoniowa, dlaczego witraże są niebieskie, nawet jeśli pracują aktualnie nad zdobyciem Nobla.

Lecha, choć może komuś się wydawać to reklamą, ale tak nie jest. Po pierwsze dlatego, że nic za to nie dostałem, a po drugie taka reklama im niepotrzebna, mają własną. Fantastyczną. Genialną. Która mnie przekonała i zapadła głęboko w pamięć. Herosami miejskich mitów.

Dulux, też za kampanię reklamową, która ubaweia szarą rzeczywistość i na nowo odkrywa to, co przez innych zostało zapomniane. Jakby chcieli kiedyś  urządzić tak mój pokój/ mieszkanie - jestem zdecydowanie na tak

UNICEF Polska, organizacja, której warto zaufać, która stworzyła Prezenty bez Paki - pomysł genialny w swej prostocie. Jakby ktoś kiedyś z jakiegoś powodu chciałby mi mi prezent kupić, to ten będzie najlepszy. A jeśli nie chce mi sprawić przyjemności, to niech sprawi ją sobie i poprosi o wydanie reszty w Dobrych Dukatach

Wróć do Preludium
Akt I - real people
Akt II - Twitter
Akt III - Google+

niedziela, 15 lipca 2012

AntwerpenWeek



Jazda do Antwerpii na szczęście przebiegła bez problemu. Choć czekając na busa chciałem się wycofać (trzeba było to zrobić) to sam okres podróży nie należał do najgorszych. Jak to na autostradach. Chociaż czasami miałem wrażenie, że jedziemy raczej drogą szybkiego ruchu,  a nie autostradą, ale nie można mieć wszystkiego. Wszystkie busy, które mijaliśmy na drodze do Antwerpii, były z lubelskiego. Wszystkie. I miałem wrażenie (później okazało się, że chyba było ono słuszne), że trafiłem do jednego z najbardziej niepewnych przewoźników, który miewał i 15 godzin przestoju. Nam się na szczęście nic takiego nie trafiło. W Niemczech było mnóstwo wiatraków. Mnóstwo leniwych wiatraków, które nie zwracały na nas w ogóle swej uwagi. A obok jechały karawany tirów przypominające stado słoni powoli, ale pewnie poruszających się w dobrze sobie znanym kierunku. Żal mi się zrobiło ludzi, którzy całe tygodnie spędzają za kółkiem przemierzając wciąż te same arterie Europy. Jazda nocą po autostradzie jest strasznie przygnębiająca. Sprawia wrażenie ogromnej samotności, którą obciążeni są wszyscy uczestnicy ruchu. Nieważne, ilu jedzie w jednym samochodzie, czy z kimś rozmawiają, czy ktoś na nich czeka. Tu wszyscy są samotni i pozostawieni sami sobie.


Antwerpia jest super. Piękne miasto. Piękne uliczki. Miasto przyjazne człowiekowi. Aż za bardzo. Czasem trudno się połapać w tym, jak wszystko jest urządzone dla wygody człowieka. Że ulice nie są trzypasmowe, a jednopasmowe, a resztę stanowią drogi rowerowe i ciąg pieszo-rekreacyjny z ławkami i zielenią. I te uliczki. I to błądzenie po nich. Udało mi się tyle razy już w nich zgubić, ale nie było tak, żeby mi się nie podobało. Nie wiem od czego to zależy, że nawet brzydkie plomby wydają się tu tak urokliwe. Zauważylem też, że Antwerpia lubuje się w modernizmie. W wielkich oknach ułozonych pasmami. Pewnie ma to związek z ilością słońca, która do najwyższych tu nie należy. Z pewnością.




 

Miasto ładne, ale czasem mam wrażenie, mówię tu przede wszystkim o kościołach, że jest to trochę wydmuszka, fasada, na pokaz. Nie wiem czemu, ale nie jestem pozytywnie nastawiony do „kościołów-muzeów”, bo to je zabija. Zabija ich mistykę. Tym bardziej, jeśli tutaj mało który kościół żyje. A jak żyje to tego nie czuć. Może i Polska jest ciemnogrodem i ultrakatolicka. Może. Pewnie tak jest. Ale jednocześnie cieszę się, że kościół jest kościołem (w zdecydowanej większości przypadków), a nie perełką architektury, na której można zarobić, a co ona sobą prezentuje – to już jest nieistone. Nie podoba mi się takie stawianie sprawy.






 Ale podoba mi się port. Nie wiem czemu. Zakochałem się w tym miejscu. Znaczy się chodzi mi o dzielnicę portową, a w zasadzie o marinę jachtową, bo reszty nie zdążyłem zwiedzić. Ale zakochałem się. Podoba mi się tam ogromnie. W zasadzie Antwerpia, przynajmniej na dzień dzisiejszy, to dla mnie port, Dok Wilhelma (czy Bonapartego, nie pamiętam teraz) i dzielnica portowa, a nie dzielnica uniwersytecka czy historyczne centrum.



No dobra. Antwerpia to dla mnie też Dworzec. Zachwycający. Ba. Genialny. I blisko mnie i punkt docelowy dla mnie. I trzy wieżowce. Jeden to KBC, który stoi w centrum centrum historycznego. Drugi stoi też gdzieś tam, ale one mi się mylą, bo są podobne i w sumie niedaleko siebie. I trzeci. Najbrzydszy wieżowiec w Antwerpii. DEKA. Ale i najbliższy mi, bo stoi na początku deptaka prowadzącego do dworca. I dzięki niemu wiem, gdzie się mam kierować, aby dotrzeć do domu. 


Do dzielnicy żydowskiej.
Dzielnica żydowska jest wspaniała. Wspaniała. Tak. Wspaniała. Cieszę się cholernie, że mogę właśnie tu mieszkać. Inne dzielnice mnie nie zachwycają (czy to arabska czy azjatycka). Ale żydowska? Fantastyczna! Dzielnica żydowska w sobotę to coś niesamowitego. Te tłumy Żydów zdążające do synagogi, te śpiewy szabasowe. Strasznie mi się to podoba. Weronice mniej. Nie rozumiem tego. Lubię tych żydów. Ortodoksyjnych czy nie. Ale ci ortodoksyjnie robią niesamowite wrażenie. Wrażenie nieprzemijającej żałoby. Choćbym nie wiem, jak byli ubrani, zawsze można rozpoznać Żyda. Oni mają w sobie coś niesamowicie obcego. Nie z tego świata. Jakby wyjęci prosto z lat 30. Ubiegłego wieku. I ubrani wiecznie na czarno, szaro i biało. W płaszczach, kapeluszach, jarmułkach i wielkich futrzanych czapach, których nazwy nie pamiętam. I kobiety, zawsze w spódnicach. Za kolana. Albo i dłuższych. W zasadzie bez makijażu. I z wózkami. Zawsze wielkimi, dla bliźniaków. Nie widziałem rodziny żydowskiej z wózkiem przeznaczonym dla jednego dziecka.

Ale zastanawiam się, jak to możliwe, że ludzie od tak dawna chcieli w tym miejscu mieszkać? Przecież klimat, te nieprzerwane deszcze, wszędzie i zawsze mokro, doprowadza do szału. Chociaż za to, jak wyjdzie słońce, to ono też jest jakieś inne. Wczoraj to widziałem, jak wpadło przez okno do mieszkania. Mieszkanie jak mieszkanie, niczym się nie wyróżniające. Ale w blasku tego słońca było czymś magicznym. I nie dziwię się, dlaczego malarstwo niderlandzkie jest cenione właśnie za światło na obrazach. Oni tak tu naprawdę mają. Jak im się poszczęści. I mi się poszczęściło. Jak akurat byliśmy w mieszkaniu. Weronika pichciła naleśniki. I jak w malarstwie mają bardzo udaną „Kobietę nalewającą mleko” tak w fotografii ja mam średnioudaną, ze względu na moje umiejętności fotograficzne, „Kobietę smażącą naleśniki”